Dzień 8 marca już nie powinien kojarzyć się z goździkiem od pana Romana z pracy lub rajstopami z Peweksu od znudzonego pracą męża. Teraz Dzień Kobiet to już nie jest czas na tulipany, bo trzeba i nie na całusy w łapki od prezesa przy ciasteczku i kawusi. Teraz to okazja dla „podmiotu” świętowania do skorzystania z prawa głosu i wykrzyczenia swoich racji na tzw. Manifach. Postulatem tegorocznej manifestacji kobiet to m.in. parytety wyborcze dla piękniejszej części Narodu. Na forach burzliwe dyskusje czy parytety ( mówiąc kolokwialnie) są w porządku. Naczelne feministki Polski widzą w tym jedyną skuteczną metodę, aby zwiększyć ilość kobiet na różnych szczeblach władzy. Ale czy sprawiedliwą? Słychać na przykład zdanie, że ma się to nijak do zasad demokracji, i że zalatuje to sporym damskim szowinizmem. W końcu to wg niektórych kompetencje powinny decydować o znalezieniu się na stołku, a nie płeć czy inne sprawy. Właśnie, bo z drugiej strony jakby na tę materię spojrzeć to, gdy wyłoni się inna grupa dyskryminowana wtedy trzeba by zapewnić również parytety dla homoseksualistów, rudych, leworęcznych i niskich i wysokich itp. itd. Fakt faktem jakoś parytetów nie mamy i trochę spódnic w kuluarach parlamentarnych widzimy. Właśnie, trochę, ale i dobrze byłoby, jakby ta ilość była wprost proporcjonalna do jakości. Dlatego nie jakieś 50%, ale rzeczywiście „powołanie” powinno ten wybór dyktować. Jeszcze też może zdarzyć się niespodzianka i z parytetów skorzysta większość pań, które nie będą opowiadać się za postulatami feministek i poparcia takie swoich „sióstr” mieć nie będą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *